Sunday 18 March 2018

18 JESZCZE O ZIMMI





Status zimmi był unikatowym wynalazkiem islamu, co doprowadziło do stworzenia szczególnej klasy „obywateli”. Ludziom takim pozwalano żyć w poddaństwie. Byli mieszkańcami własnych ziem – problem w tym, że ziem podbitych przez muzułmanów. Taka sytuacja istniała na wszystkich ziemiach pod panowaniem islamu – dopóty, dopóki nie zostały podbite przez narody z Zachodu (chrześcijańskie). Niestety zimmi to nie tylko status, lecz będąca jego efektem mentalność wtłoczona w tych, którzy są ofiarami brutalności i zastraszania. Skuteczny ucisk zależy od ukształtowania mentalności ofiary. W ten sposób można zyskać pełnię władzy przy minimum kosztów.
            Wielu z nas słyszało tragiczne historie o kobietach, które były przez długie lata ofiarami przemocy fizycznej i psychicznej ze strony swoich mężów. Bardzo często usprawiedliwiają czyny sprawców i o wszystko obwiniają siebie. („Przecież gdybym na czas podała obiad, toby mnie nie uderzył”).
            Tyrani intuicyjnie wyczuwają, na czym polega mechanizm ucisku. Dlatego uciskanym tak trudno zrzucić jarzmo. Wmontowując tę metodę w ogólną doktrynę islamu, Mahomet dołożył starań, aby na ziemiach podbitych przez islam nie doszło nigdy do buntu zimmi. W istocie żadna wspólnota podbita przez islam nigdy nie wyzwoliła się bez pomocy z zewnątrz.

Powtórzmy:
HISTORIA DOWODZI, ŻE ŻADNE SPOŁECZEŃSTWO PODBITE PRZEZ ISLAM NIE ZDOŁAŁO SIĘ NIGDY WYZWOLIĆ BEZ POMOCY Z ZEWNĄTRZ.

M. Lal Goel, emerytowany profesor nauk politycznych z Indii, pisze o statusie zimmi w islamie:*
Zimmi to stan lęku i niepewności pośród niewiernych, którzy winni są zaakceptować swoje upokarzające położenie. Charakteryzuje się solidarnością ofiary ze sprawcą poprzez moralne uzasadnienie przez ofiarę okrutnego postępowania sprawcy. Zimmi odbierają sobie możliwość buntu, bo sprzeciw bierze się z poczucia niesprawiedliwości. Tymczasem zimmi nienawidzi siebie, aby móc wychwalać swojego oprawcę. Zimmi żyli ograniczeni około dwudziestoma zakazami. Nie wolno im było budować nowych miejsc kultu, bić w dzwony kościelne, iść na procesję, jeździć konno ani dosiadać wielbłądów (osły były dozwolone), żenić się z muzułmankami, nosić zdobnych szat, mieć muzułmanina za niewolnika, zeznawać przeciw muzułmaninowi w sądzie.

Po pierwszej wojnie światowej, gdy Imperium Osmańskie (tureckie) poniosło klęskę, status zimmi miał zostać zniesiony. Niestety, zjawisko to funkcjonuje nadal właśnie jako mentalność. Narasta niemal codziennie na całym świecie, bo ludzie poddają się duchowo islamskiej wyższości.
            W 2006 roku papież Benedykt XVI wygłosił swój słynny wykład w Ratyzbonie, w którym zacytował słowa cesarza bizantyjskiego stwierdzającego, że islam nie dał światu nic oprócz przemocy. Papież nie podzielał tego poglądu. Przywołał ten cytat po prostu jako przykład, żeby wyłuszczyć swoje racje w dość zawiłej debacie teologicznej.
            Muzułmanie na całym świecie zaczęli gwałtownie protestować. W Anglii ludzie chodzący do kościołów byli napastowani przez muzułmanów, w innych miejscach sytuacja wyglądała jeszcze gorzej. Ataki muzułmanów na chrześcijan nasilały się, a w Somalii postrzelono śmiertelnie zakonnicę, która prowadziła działalność humanitarną (na rzecz muzułmanów). Jak zareagował papież? Oczywiście nikt nie oczekiwał, że postąpi niedyplomatycznie i ogłosi, że islam to przemoc. Mógł jednak zachować zimną krew, gdyż papieże zazwyczaj nie przepraszają. Jednak Benedykt XVI zachował się w duchu zimmi publicznie przeprosił muzułmanów.
            W ten sposób dał do zrozumienia, że to jego wypowiedzi doprowadziły do aktów przemocy, więc to on ponosi odpowiedzialność, a nie rozwścieczeni muzułmanie, którzy de facto byli ich sprawcami. Gdy papież przeprosił, muzułmanie przestali się burzyć. Islam bowiem właśnie osiągnął swój kolejny cel. Papież przyznał, że skrzywdził islam i spowodował akty przemocy wymierzone przeciwko chrześcijanom, więc zapewne nigdy więcej nie popełni ponownego błędu.
            Tak właśnie funkcjonuje dżihad: powoli, krok po kroku, przywódcy, opiniotwórczy dziennikarze, akademicy, uczeni, organizacje i w końcu opinia publiczna są zastraszeni i nakłaniani do potulności (pamiętajmy, „islam” po arabsku znaczy „poddanie”)   i zmuszeni do wzięcia odpowiedzialności za bycie celem ataków ze strony muzułmanów.
            Bardzo szybko ludzie przejmują ten punkt widzenia i reakcją na kolejny atak jest myślenie: „Jaki błąd popełniliśmy, że do tego doszło? To z pewnością nasza wina. To z powodu inwazji na Irak/Afganistan albo z powodu wspierania Izraela, z powodu krucjat, z powodu islamofobii, wyzysku”. Etc., etc.
            Islam nigdy nie bierze za to odpowiedzialności, ponieważ jest to religia pokoju z kilkoma (milionami?) ekstremistów, którzy nie rozumieją jakoby istoty własnego wyznania. 
            Wyobraźmy sobie, że jesteśmy dowódcą wojskowym próbującym zdobyć władzę w kraju. Za każdym razem gdy atakujemy przeciwnika, on obwinia się za naszą agresję. Mało tego, przeprowadza u siebie skrupulatne postępowanie mające na celu wyjaśnić, kto konkretnie ponosi odpowiedzialność za to, co się stało. Zamiast odpowiedzieć atakiem na atak, atakuje własny rząd, instytucje i wszystko, co się da. Jak w ten sposób agresor można przegrać? Nie może. Atakuje dalej i za każdym razem obwinia o to ofiary, aż w końcu skapitulują ostatecznie.
            Czy naprawdę w pełni uświadamiamy sobie złowieszczą moc dżihadu? Nie można go pokonać bronią nuklearną, inteligentnymi bombami ani niewykrywalnymi samolotami. Nie ma znaczenia, ile wystrzelimy pocisków naprowadzanych laserem albo ile wyślemy dronów. Nie ma znaczenia, jak świetnie wyszkoleni są nasi żołnierze. Jeśli boimy się przyznać, kim naprawdę jest nasz nieprzyjaciel, to równie dobrze możemy zrezygnować ze wszystkim arsenałów, bo nie przyniosą nam nic dobrego. Dżihadu nie sposób pokonać siłą, bo jest zbyt potężny. Nie miejmy złudzeń, wojsko nie uchroni nas przed dżihadem.
            Przed dżihadem może nas uratować jedynie prawda.
            Nie ma prawdy bez odwagi.



*               www.uwf.edu/lgoel.

No comments:

Post a Comment